Wystawa p.t. „Tymem do przodu” to
przede wszystkim prezentacja kilkudziesięciu rysunków satyrycznych autorstwa
Stanisława Tyma. Oprócz nich można zapoznać się z bardzo bogatym i płodnym twórczo życiorysem ich autora. Mało
kto wie, iż Tym swe pierwsze kroki na scenie stawiał w wieku 20 lat w STS-ie,
czyli Studenckim Teatrze Satyryków, który miał wówczas swą siedzibę przy al.
Solidarności 76b dokładnie tam gdzie obecnie swą siedzibę ma Warszawska Opera
Kameralna. Siadając wygodnie w czerwonym fotelu można zapoznać się z… „Fotelem.
Politycznym organem Tyma”, czyli jego autorską kolumną satyryczną ukazującą się
od 2001 roku w dzienniku Rzeczpospolita. Zachęcamy do odwiedzenia dawnej
oranżerii Pałacu Prymasowskiego z II poł. XVIII w. przy Koziej. Na zachętę mała
próbka humoru spod ręki pewnego kaowca.
Zobacz jak wygląda metropolia warszawska, może kiedyś się spotkamy w labiryncie miasta...
niedziela, 29 października 2017
Tymem do przodu, czyli zupa do wazy...
czwartek, 19 października 2017
33 Warszawski Festiwal Filmowy, czyli dlaczego miałbym nie lubić polskich filmów...
33 Warszawski Festiwal Filmowy
trwający w tym roku pomiędzy 13 a 22
października na półmetku. Moją uwagę
zwróciły szczególnie filmy, których istotnym tłem jest Warszawa. O nich słów
kilka.
Pierwszym z nich jest film Bodo
Koxa „Człowiek z magicznym pudełkiem”. To druga profesjonalna produkcja tego
reżysera który mimo to już zdążył zasłynąć ze specyficznego stylu i odważnych
pomysłów. Nie inaczej jest tym razem. Fabuła przenosi nas do Warszawy roku
2030. Reżyser proponuje nam mieszankę kina noir, sci-fi, komedii i romansu w
jednym. Praga przedstawiona niemal jak post apokaliptyczny świat, panorama
Warszawy bez dominanty PKiN, wnętrza Warsaw Spire jako siedziba jednej z najważniejszych
korporacji w mieście, secesyjna i nieśmiertelna dla filmowców klatka schodowa
przy Kłopotowskiego 38 czy wreszcie Okrąglak w Parku Świętokrzyskim jako
miejsce randki głównych bohaterów to tylko niektóre z miejsc, które
warszawiakom i znającym stolicę uda się wychwycić i zidentyfikować podczas
seansu. Ale polskie sci-fi z akcją usytuowaną w Warszawie? Dodając do tego
fakt, iż twórcy, jak przyznali sami podczas spotkania z festiwalową
publicznością, dysponowali budżetem typowym dla polskich produkcji oscylującym
w granicach 5 milionów złotych, budzić może zasadny niepokój o końcowy rezultat.
Projekcja rozwiewa wszelkie wątpliwości. Świetnie się to ogląda, a produkcja
jest dowodem na to, że można zrobić film w konwencji science-fiction, nie
dysponując gigantycznym budżetem. W konwencji, gdyż tak naprawdę jest to
historia przede wszystkim o miłości i walce o jej uratowanie, którą toczą
główni bohaterowie Goria i Adam – tu w bardzo dobrych kreacjach – Olga Bołądź i
Piotr Polak (znany dotąd głównie z ról teatralnych w Teatrze Nowym Krzysztofa
Warlikowskiego przy ul. Madalińskiego na Mokotowie). Jeśli do tego dołożymy gościnną
rolę samego Arkadiusza Jakubika, muzykę skomponowaną przez Sandro Di Stefano –
już nagrodzoną tegorocznymi Złotymi Lwami oraz wykorzystanie jako motywu
przewodniego jednego z największych klasyków w wykonaniu Maanamu i Kory, wizyta
w kinie wydaje się być nieuniknioną. Film z gatunku tych podczas których trzeba
myśleć, a zakończenie do końca nie jest oczywiste.
Drugą, ze stolicą w tle,
prezentowaną podczas tegorocznego festiwalu jest natomiast produkcja w
reżyserii Andrzeja Jakimowskiego „Pewnego razu w listopadzie”. Tu dla odmiany
widzimy Warszawę ujętą momentami do bólu realistycznie. Wynika to z faktu umieszczenia przez
Jakimowskiego w swym filmie autentycznych scen zarejestrowanych przez niego i
jego ekipę podczas Marszu Niepodległości i towarzyszących mu rozruchów w 2013
roku. Interesujące jest to, iż pracował wówczas nad zupełnie innym projektem,
który ostatecznie nie powstał. Materiał zarejestrowany 11 listopada 2013 roku w
Warszawie stał się natomiast na tyle silną inspiracją, by postanowił dobudować
do niego całą fabułę. Oprócz ataku na squot przy ul. Skorupki 6, czy spalenia
tęczy na Placu Zbawiciela wraz z bohaterami doświadczamy problemu eksmisji na
bruk wynikającej z dzikiej reprywatyzacji. Mamusia – grana przez Agatę Kuleszę
i Mareczek to matka i syn, którzy eksmitowani ze swojego mieszkania tułają się
po mieście szukając schronienia. Towarzyszy im pies przybłęda - Koleś, który
staje się katalizatorem wielu sytuacji.
Oba filmy choć diametralnie inne
jeśli chodzi o sposób ukazania miasta zdecydowanie są godne polecenia, a jeśli cenicie dobre kino
i kochacie Warszawę to są to pozycje obowiązkowe.
Subskrybuj:
Posty (Atom)