czwartek, 23 listopada 2017

Czego nie mogliśmy wykrzyczeć światu, czyli nowa wystawa stała w Żydowskim Instytucie Historycznym

Ekspozycja dostępna dla zwiedzających od 16 listopada jest niezwykła z kilku względów. Po pierwsze, można na niej zobaczyć wybrane oryginalne materiały wchodzące w skład tzw. archiwum Ringelbluma. Z jak wyjątkowym i unikatowym zbiorem mamy do czynienia niech świadczy fakt, iż w 1999 roku został on wpisany na listę UNESCO „Pamięć świata”, zestawiającą najważniejsze dokumenty w dziejach ludzkości. Na liście tej można znaleźć jeszcze tylko dwa dzieła z Polski: rękopisy Fryderyka Chopina i autograf dzieła Mikołaja Kopernika „De revolutionibus”.

Po drugie wystawa znajduje się w budynku dawnej Centralnej Biblioteki Judaistycznej, który Niemcy w czasie okupacji przekazują na siedzibę Żydowskiej Samopomocy Społecznej. To m.in. pod jej przykrywką i w tym miejscu opracowywane są konspiracyjnie wspomniane niżej materiały.

Na archiwum Ringelbluma składa się bowiem kilkanaście tysięcy stron zapisanych w językach jidysz, polskim, niemieckim i hebrajskim. Ich różnorodność jest olbrzymia. Tworzą je dokumenty urzędowe i utwory literackie,  fotografie i obrazy, relacje, dzienniki, wspomnienia, prasa konspiracyjna getta czy rzeczy tak ulotne jak bilety tramwajowe, kartki żywnościowe czy bilety do teatru. Wspólnym ich mianownikiem jest chęć ukazania tragedii i zachowania dla świata pamięci o setkach tysięcy Żydów warszawskiego getta poddanych eksterminacji latem 1942 roku w Treblince.


Emanuel Ringelblum, historyk, pedagog i działacz społeczny trafiając wraz ze swą rodziną do warszawskiego getta, postanawia nie pozostać biernym. Bardzo szybko gromadzi wokół siebie grupę żydowskich literatów, nauczycieli i działaczy społecznych. Wspólnie podejmują się mrówczej pracy gromadzenia wszelkich materiałów dokumentujących codzienność życia getta, a także popełniane przez hitlerowców zbrodnie. Od listopada 1940 roku działają pod nazwą Oneg Szabat (hebr. Radość Soboty). Kiedy niespełna dwa lata później rozpoczyna się akcja likwidacyjna zebrane i opracowane przez siebie materiały postanawiają ukryć na terenie getta w trzech częściach. Po wojnie udaje się odnaleźć dwie z nich. Nie jest to zadanie łatwe gdyż wojnę przeżywa tylko dwoje członków Oneg Szabat. Pierwsza część archiwum jest ukryta w 10 metalowych skrzyniach i zostaje odnaleziona w 1946 roku w gruzowisku szkoły przy Nowolipki 68 po zakrojonej na szeroką skalę akcji poszukiwawczej. Druga, zabezpieczona w dwóch kankach na mleko zostaje odnaleziona przypadkowo w 1950 roku pod tym samym adresem. Lokalizacji trzeciej części nie udało się ustalić do dziś.



Na wystawie oprócz wybranych dokumentów i jednej z dwóch kanek, służących do ich ukrycia, możemy zapoznać się przede wszystkim z biogramami członków i współpracowników Oneg Szabat, poznać ich historie, losy i motywacje.

Sam Ringelblum wraz z rodziną, choć udaje mu się wydostać z getta nie przeżywa wojny. W marcu 1944 schron w którym się ukrywa na Ochocie (dzisiejsza Grójecka 68) zostaje odkryty przez Gestapo. Wszyscy wraz z polskimi opiekunami zostają przewiezieni na Pawiak. Po 3 dniach zostają rozstrzelani  w ruinach getta. Dekonspiracja nastąpiła na skutek denuncjacji, ale to już całkiem inna historia.


Wystawa do 8 grudnia dostępna jest bezpłatnie w siedzibie Żydowskiego Instytutu Historycznego, przy ul. Tłomackie 3/5 w godzinach: poniedziałek – piątek 9.00-18.00, niedziela 10.00-18.00.

Oprowadzanie po wystawie odbywa się dwa razy dziennie od poniedziałku do piątku o godz.11.00 po angielsku i o godz. 14.00 po polsku.

sobota, 11 listopada 2017

Makieta Warszawy w Muzeum Warszawy (ODC.2), czyli cycata wdzięczność

Kontynuujemy analizę makiety w MW. To jedno z miejsc, które natychmiast uderza po oczach każdego choć elementarnie zapoznanego z topografią Traktu Królewskiego. Fragment Krakowskiego Przedmieścia od figury Matki Boskiej Passawskiej do Kościoła Pokarmelickiego jest centralnie gęsto zabudowany. Diametralna różnica wobec stanu dzisiejszego gdzie w miejscu rzeczonej zabudowy mamy skwer Hoovera z pomnikiem Mickiewicza. Ta  radykalna zmiana zaszła w 1865 roku kiedy to władze carskie nakazały oczyszczenie tego odcinka. Ta chęć porządkowania ulicy wynikała przede wszystkim – i zdecydowanie nie pierwszy raz – z chęci uzyskania większej otwartej przestrzeni celem ułatwienia, rzecz jasna jedynie w razie konieczności, pacyfikacji przez regularne wojsko ewentualnych manifestacji. Jak mawiano wówczas: „ Kozakom łatwiej się konno rozpędzać”. W ten oto sposób powstał skwer, którego centralnym punktem stała się początkowo fontanna zastąpiona w 1898 roku pomnikiem naszego wieszcza. Ale fontanna nie poszła na złom. Przeniesiono ją najpierw na Plac Bankowy, by już po wojnie usytuować ją przed kinem Muranów ( tak na marginesie to jedno z kilku szczycących się ambitniejszym repertuarem warszawskich kin) gdzie stoi do dzisiaj. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, skwer nazwano na cześć Herberta Hoovera, który jako doradca prezydenta USA Woodrow Wilsona aktywnie działał na rzecz niepodległości naszego kraju. Samemu później zostając 31-ym jej prezydentem. Jako, że w latach 20-tych zapanowała wręcz moda na wdzięczność naszym przyjaciołom zza oceanu, oprócz nazwy skwer w 1922 przyozdobiono tzw. Pomnikiem Wdzięczności Ameryce. Autor Xavery Dunikowski widział tę wdzięczność jako stojące tyłem do siebie dwie kobiety tulące do siebie małe dzieci. Symbolizowały Polskę i Stany, ale jako że  nie poskąpił im biustu, wkrótce na warszawskiej ulicy dało się usłyszeć przysłowie: „ Z przodu cyce, z tyłu cyce Polska wdzięczna Ameryce.” Niestety jako że były tak jak i cała reszta monumentu wykonane z piaskowca już po kilku latach skruszały, a pomnik został rozebrany.

Tzw. Wąskie Krakowskie Przedmieście

środa, 1 listopada 2017

Makieta Warszawy w Muzeum Warszawy (odc.1), czyli nadwiślańska kąpiel wg Jezierskiego.


Nowa tematyczna aranżacja i koncepcja wystawy głównej Muzeum Warszawy jest przeciwieństwem wcześniejszej o układzie chronologicznym. Dla wielu to spora rewolucja, jednak kuratorzy pracujący nad aktualną wystawą postanowili zachować jeden z najciekawszych elementów pierwotnej, powojennej ekspozycji. Jest nim makieta Warszawy wykonana w 1954 roku, prezentująca zabudowę miasta z końca XVIII wieku. Wobec, dosłownie i w przenośni rozciągłości tematu rozpoczynamy serię przybliżającą co ciekawego kryją poszczególne jej fragmenty.

Pałac kasztelana Jacka Jezierskiego (dwupiętrowy) wraz z oficynami i zewnętrzną rynną zasilającą łażnie w wodę z Wisły

Zaczynamy od wylotu ul. Bednarskiej na Wisłę. Tuż przy wjeździe na most łyżwowy uwagę zwraca sporych rozmiarów budynek w kształcie litery U z czymś na kształt żurawia do załadunku barek. Jest to wybudowana w 1776, czyli rok po uruchomieniu wiślanej przeprawy, tzw. Łaźnia Jezierskiego, zwana także „Kasztelanką”. Geneza obu nazw wywodzi się od inwestora i właściciela budynku – kasztelana łukowskiego Jacka Jezierskiego. Był to bez wątpienia osobnik z nosem do interesów o czym świadczy fakt, iż w swej karierze parał się m.in. hodowlą bydła tyrolskiego, handlem koniczyną czy produkcją pończoch. Tuż przy nowo otwartym moście, frontem do rzeki postanowił wybudować swój pałac przyozdobiony następującą sentencją: „Sprawiedliwego króla są to skutki rządu / Że tam teraz są domy, gdzie nie było lądu”. Pomińmy w tym miejscu fakt iż złośliwi odpowiadali na to stwierdzeniem: „Dziedzic budynku dobrze sobie radzi / Że z gnoju powstał, na gównach się sadzi”. Warto tu zaznaczyć, iż Bednarska wcześniej nosiła urokliwą nazwę Gnojowej. Nieprzejmujący się tym Jezierski nie byłby zapewne sobą gdyby nie postanowił rozbudować swego domu o parterowe skrzydła i oficyny celem umiejscowienia tam kolejnego biznesu. Skoro wody w dostatku pod nosem postanowił ulokować w nich pierwsze publiczne łazienki. Tworzył je szereg małych gabinetów z jedną lub dwoma wannami. Intrygującym był system zaopatrywania w wodę, bowiem rury zasilające wanny zostały połączone z zewnętrzną rynną (widoczną doskonale na makiecie), która z kolei zaopatrywana była przez żuraw wiślaną wodą. Interes kręcił się bardzo dobrze, być może również dlatego, że łaźnia miała charakter koedukacyjny – często dwie osoby płci przeciwnej wspólnie korzystały z jednego gabinetu. Wyczuwając koniunkturę Jezierski w skrzydle równoległym do ulicy Bednarskiej urządził kilkanaście niewielkich pomieszczeń, które szybko  zagospodarowane zostały przez tzw. „kasztelanki”. Bez dalszego rozwijania tematu zakończmy innym wierszem, popularnym w ówczesnej Warszawie: „ Przy wiślanym moście gospodarz jedyny / Częstuje francą przybyłe Litwiny / Był on za Sasa kiedyś kapitanem/ Dziś jest ostatnim z rzędu kasztelanem.”
Łaźnia Jezierskiego od strony Wisły. Obok widoczny przebieg ulicy Bednarskiej, aż do Krakowskiego Przedmieścia