Jeśli wycieczka Wilanowa jest dla Ciebie prawdziwą wyprawą, a weekendowy wypad nad Zalew Zegrzyński to niemal ekspedycja...nie czytaj dalej tego posta. Jeśli interesują Cię informacje związane jedynie z Warszawą... podaruj sobie dalszą lekturę! Absurd? Przecież to blog poświęcony w swym założeniu stolicy! Być może, ale w tym przypadku autor nie zamierza na to zważać. Będzie natomiast mowa o Policach, Szczecinie i biegających między nimi dzikach. Związki z Warszawą, choćby Mazowszem? Żadne! No dobrze, warszawiacy na wydarzeniu o ktorym chcę napisać będą traktowani przez organizatorów ze szczególną troską i pieczą... tak jak zresztą i wszyscy inni, którzy odważą się wziąć w nim udział;)
Ale do rzeczy. Mowa o Biegu Szlakiem Dzika którego 2 edycja 7 sierpnia 2011 odbyła się na terenach Puszczy Wkrzańskiej między Szczecinem a Policami. Bieg jakich teoretycznie w Polsce wiele, szczególnie ostatnimi laty gdy bieganie przeżywa w naszym kraju swoisty renesans - o czym świadczyć może choćby coroczna nieformalna rywalizacja między Maratonem Poznań, a Maratonem Warszawskim (a jednak coś o stolicy) o kolejny krajowy wszech rekord frekwencji uczestników idący w chwili obecnej już w tysiące. W Policach natomiast mieliśmy do czynienia z imprezą kameralną. Jednak fakt ten nie wynikał z niewielkiego zainteresowania potencjalnych amatorów biegów przełajowych, lecz świadomej i przemyślanej decyzji organizatorów.
Dlaczego? Bo w tym biegu nie chodziło o ilość uczestników, czy rekord trasy. "Dzikiej" imprezie przyświecały od samego jej początku inne priorytety, mianowicie wyjątkowa trasa, a raczej trasy oraz atmosfera. Każdy z uczestników mógł wybrać bowiem jedną z dwóch: tzw. normal na dystanie 10,5km lub wydłużoną jej wersję extreme czyli 13,3km. Tę drugą różniła prócz dystansu również znacznie bardziej nomen omen dzika trasa. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, iż momentami trzeba było zejść jak określiliby to sami organizatorzy "na wszystkie cztery racice" by dosłownie wdrapać się na niektóre podbiegi i już za chwilę przecinać mniejsze bądź większe wąwozy, przeskakiwać nad wijącymi się ich dnem strumykami bądź korzeniami czy brnąć po kolana w kobiercach paproci. Trasa podstawowa była nieco bardziej płaska a przez to oczywiście szybsza, lecz i na niej nie brakowało typowych dla miłośników przełajowego biegania atrakcji.
Na mecie zlokalizowanej na leśnej polanie w sąsiedztwie Jeziora Głębokiego na strudzonych ucieczką przed zastępami warchlaków komenderowanych przez bezkompromisowe zachodniopomorskie lochy czekały już same przyjemności poczynając od ogniska z kiełbaskami, przy których istniała możliwość przedyskutowania żywych jeszcze w pamieci przygód z trasy, poprzez ceremonię dekoracji zwycięzców, na losowaniu mnóstwa nagród kończąc. Kapitalnym pomysłem zasługującym na wyróżnienie było nagrodzenie naprawdę pięknymi pucharami najbardziej wytrwałej i wytrwałego uczestnika, którzy mieli odwagę pokonywać trasę najdłużej;).
Zresztą i wszystkie pozostałe trofea były wyjątkowej urody poczynając od figurki dzika dla zwycięzcy jak i niesztampowych bo ceramicznych medali dla wszystkich którzy dotarli na metę. Nie sposób nie wspomnieć tu również o koszulkach z logo biegu i i choć te akurat nie posiadały żadnego to wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
No tak w tym miejscu zaraz odezwie się sceptyk przecież doszło do jakże istotnego, jeśli nie kluczowego w tego typu imprezie zdarzenia! Część biegnących trasą extreme w pewnym momencie pomyliła i opuściła w ferworze walki właściwy trakt, by powrócić nań dopiero po kilku kilometrach! Zanim zaczniemy jednak polowanie na organizatorów i z nabitą dwururką ruszymy w las warto pamietać o kilku drobnych acz istotnych faktach. Przede wszystkim pomyłka ta wynikła nie na skutek niewłaściwego oznaczenia trasy przez orgów co czyjegoś głupiego żartu. Najprościej mówiąc jakaś zazdrosna o tężyznę, gibkość i moc dzików świnia nie dość, że zerwała w jednym miejscu prawidłowe oznaczenia to powiesiła je błędnie dosłownie wyprowadzając biegaczy w pole. Pomimo tego wszystkim szczęśliwie udało się prędzej czy później wrócić na szlak i dotrzeć do mety. Nota bene te kilka chwil biegu w nieznane, połączone z pełnymi adrenaliny błyskawicznymi naradami i konsultacjami, pod hasłem "mościpanowie, w którą stronę?" a potem euforia powrotu i odnalezienia prawowitej już do końca drogi;) jak dla mnie - bezcenne!
Ktoś powie, mimo to organizatorzy powinni zapewnić lepszą kontrolę i obstawienie trasy. I owszem gdyby coś takiego wydarzyło się na jakimś masowym dużym biegu, organizowanym przez lub pod patronatem jakiejś wielkiej firmy czy fundacji zgodziłbym się z tym w pełni, ale o czym już nie każdy wie Bieg Szlakiem Dzika to od samego początku inicjatywa całkiem oddolna, społeczna, niekomercyjna. Rzekłbym wręcz indywidualna. Zaznaczyć chcę, iż moja opinia jest bardzo subiektywną, gdyż znam osobiście "spiritus movens" całego tego zwariowanego przedsięwzięcia, ale właśnie dzięki temu wiem, ile pracy kosztowało przygotowanie każdego jej szczegółu i jestem pewien, iż na ile posiadane środki i siły pozwalały wszystko zostało wykonane możliwie najlepiej. Oczywiście to wszystko przy rodzinnym i przyjacielskim wsparciu wielu osób. Z tego miejsca chcę wyrazić raz jeszcze swoje uznanie dla Was wszystkich, to był kawał dobrej roboty! Powiem krótko, by nie zamienić tego w nazbyt bałwochwalczy wywód;) - Respect! I potwierdzę raz jeszcze, to było najlepsze zagubienie się na trasie EVER;)!
Miejmy nadzieję, iż w przyszłym roku odbędzie się 3 Bieg Szlakiem Dzika, bo mimo swego krótkiego stażu ta impreza może już być przykładem jak powinno się robić coś z pasją. Dlatego zachęcam wszystkich biegaczy z Warszawy i okolic do udziału w przyszłym roku w tej zachodniopomorskiej imprezie, a wszystkim mazowieckim organizatorom biegowych imprez do naśladownictwa na stołecznym gruncie, tu też występują wszak liczne dziki!
Tym mniej cierpliwym pragnę przypomnieć, iż już 25 września czeka nas 33 Maraton Warszawski, a jeszcze wcześniej, bo już 28 sierpnia będą mieli możność sprawdzenia się na o połowe krótszym dystanie podczas I Półmaratonu Powiatu Warszawskiego Zachodniego im. Janusza Kusocińskiego. Te wiadomości dołączam do tych wyjątkowo nie do końca warszawskich wieści, w myśl zasady i dzik syty i biegacz cały;).